To już nasz ósmy dzień w upalnej, tropikalnej Cartagenie. Wydaje nam się, że już trochę przyzwyczailiśmy się do temperatury i wilgotności, ale ja na pewno nie chciałabym tutaj mieszkać. Nie jestem w stanie się na niczym skupić, myślę przede wszystkim o tym żeby napić się zimnej wody, wskoczyć do basenu czy wejść do pomieszczenia z klimatyzacją, ale jest znacznie lepiej niż 27 maja. Nie ma siedzenia w pokoju, trzeba zwiedzać!
W sobotę przeprowadziliśmy się na stare miasto. Jesteśmy w dzielnicy Getsemani, która zamieszkana jest przede wszystkim przez potomków niewolników (zostało ich sprowadzonych aż około 11000 jak się dzisiaj dowiedzieliśmy w Muzeum Historii). Getsemani to bardzo klimatyczne, żywe miejsce. Ludzie do późnych godzin zapełniają place, ławeczki, bary, kawiarnie. Przez otwarte drzwi i okna widać mieszkania lokalnych ludzi – jedzą, słuchają kolumbijskiej muzyki, oglądają telewizję i rozmawiają, dzieci biegają na ulicach i grają w piłkę. Getsemani jest też pełne kolorowych grafitti. Z naszego hotelu mamy bardzo blisko do uroczego, kolonialnego centrum – podsumowując, tym razem jesteśmy bardzo zadowoleni z miejsca, w którym mieszkamy.
Co robiliśmy przez ostatnie kilka dni?
Spacerowaliśmy po centrum, byliśmy w Castillo San Felipe de Barajas, pojechaliśmy na wycieczkę rowerową – pierwszy raz Aleksa i próbowaliśmy słynnych słodyczy znajdujących się przy La Torre del Reloj. Oprócz tego Tomek oczywiście pracował, a ja biegałam za Aleksem dookoła basenu, bawiliśmy się autkami, trochę pływaliśmy i rozmawialiśmy z papugą. Dzisiaj kupiliśmy też bilety do naszej kolejnej destynacji – Cali – 10 czerwca lecimy do miasta gorącej salsy. (Dla zainteresowanych: istnieje tania linia lotnicza oferująca loty po Kolumbii – VivaColombia.co – dotychczas bilety kupowaliśmy w biurach podróży, ponieważ strona nie akceptuje naszej polskiej karty kredytowej. Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że możemy zrobić rezerwację na stronę internetowej, a zapłacić za nią w punktach Baloto (kolumbijskie lotto)).
Po kolei:
Castillo San Felipe de Barajas – cytadela budowana od 1536 roku w celu obrony miasta przed wrogami. Po upadku Hawany Hiszpanie przestraszyli się i zmodernizowali fort. Wzgórze stało się potężną twierdzą z wielopoziomowym labiryntem. Atak na nią był niemal samobójstwem. Obrońcy starali się spychać wroga w niekorzystny teren, np. w podmokły teren gdzie oprócz kul czekało na nich mnóstwo komarów przenoszących malarię. Według nas nie jest to coś co trzeba koniecznie zobaczyć, tym bardziej, że mało nie kosztowało.
Wycieczka rowerowa – jest w Cartagenie kilka miejsc, gdzie można wypożyczyć rowery. Jak zobaczyliśmy krzesełko dla dziecka – nie zastanawialiśmy się. Świetna odmiana od wózka/ Zastanawialiśmy się jak Aleks zareaguje i czy będzie mu się to podobało dłużej niż 10 minut. Podobało mu się nieco dłużej, jednak po pewnym czasie trzeba było ratować się ciasteczkami, mango i smoczkiem 🙂 Daliśmy radę objechać dzielnicę Bocagrande – półwysep, na którym znajduje się mnóstwo wysokich, luksusowych hoteli i wiele ekskluzywnych sklepów. Jest oczywiście i plaża – mnóstwo ludzi, wielu Kolumbijczyków z dziećmi i co niestety jest przykre – straszny syf – butelki po piwie powbijane w piasek, kubki plastikowe pływające w wodzie. Bardzo przykry widok, nie rozumiem jak można się tak zachowywać i w ogóle nie szanować pięknej natury, która nas otacza. Kolumbijczycy nazywają dzielnicę Bocagrande kolumbijskim „Miami”. Swoją drogą ciekawe czy w Miami też jest taki syf..
Słodycze przy Wieży Zegarowej – Torre del Reloj – Poral de los Dulces – kilka straganów, przy których można spróbować takich słodkości jak ciasteczka o smaku krówki (dostępne w formie dziewczynki lub głowy dziecka – trochę przerażające, ale smaczne), kokos w mleku, kokos w karmelu (były jeszcze z trzy inne rodzaje kokosa), ciasteczka z tamaryndem, ciasteczka bananowe w jakimś dziwnym cieście i wiele innych, których jeszcze nie spróbowaliśmy.
ej, te grafitti naprawde zarabiste!! a mlody jaka ma szrame na fotce z kapeluszem :]