Lubię rozmawiać z przypadkowymi ludźmi.
Kiedy pytamy jak się żyje w Qutio prawie wszyscy – od przypadkowych ludzi na ulicy, przez poznanych przez couchsurfing czy po sprzedawców mówią: Tranquilo, trabajando – se vive bien (spokojnie, pracując, dobrze się żyje). I da się w tym w sumie dość dużym mieście (ponad 2 miliony mieszkańców wraz z przedmieściami) wyczuć coś innego niż w innych stolicach, w których miałem okazję być. Ludzie jakby spokojniejsi, samochodów mniej, tłok na ulicach mniejszy niż np. w Bogocie.
Z drugiej strony – po pierwszym pobycie mieliśmy wrażenie, że to jest super bezpieczne miasto (w sumie dalej tak uważamy), aczkolwiek podczas jednej z prezentacji na festiwalu włóczykij usłyszałem, że Quito jest niebezpieczne – że na każdej bramie są albo kolce, albo powbijane kawałki szkła, a nawet zdarza się zobaczyć drut kolczasty pod napięciem. Pytałem też o to kilka osób – każdy się śmieje, jednak jak zaczęliśmy się przyglądać to tego typu atrybuty można rzeczywiście zobaczyć. Widać policja policją, ale każdy zabezpiecza się też na swój sposób.
Inna często powtarzająca się kwestia to ostrzeżenie – słońce pali w Quito niemiłosiernie – uważaj gringo, bo się spalisz. Oczywiście dla Aleksa mamy zarezerwowany filtr 50, jednak ja bagatelizowałem te ostrzeżenia. Do niedawna. Ostatnio spędziliśmy 2-3 godziny w parku Carolina (takie nasze krakowskie błonia) i dzisiaj jestem mocno przypalony..
Wczoraj też miałem okazję wybrać się na coś w stylu barcampu o marketingu online. Idea podobna jak w Polsce – dwie prezentacje, piwko, kanapki – wszystko w centrum cooworkingowym. Chciałem koniecznie zobaczyć jak to wygląda więc poszedłem. Wstęp 10 dolarów. Wyglądało tak jak w Polsce – dużo bicia piany, opowiadania o swoich sukcesach, swoich kontach na FB i Twitterze i super projektach. Z drugiej strony poziom prezentacji powiedziałbym, że niższy niż tych w Polsce. W sumie fajnie zobaczyć jak wygląda branża w innym kraju. Po prezentacji obowiązkowy networking – nawet dostałem ze 2 propozycje współpracy i zaprosili mnie na kolejne wydarzenie w roli prelegenta – to musiałby być ubaw dla wszystkich jak opowiadałbym o czymkolwiek moim hiszpańskim – dlatego też musiałem grzecznie odmówić.
Z ciekawostek – Aleks nauczył się liczyć do 10 🙂