Zastanawialiśmy się czy jechać do Chile czy zostawić sobie więcej czasu na Peru i Chile zostawić na następny raz. Już prawie mieliśmy zostać w Peru, ale okazało się, że mieszkanie, w którym chcieliśmy zostać dwa dni dłużej jest zajęte. Postanowiliśmy więc pojechać do Chile, tak miało być – nie żałujemy.
Arica to bardzo przyjemne miasto, z cudowną pogodą, cały rok jest tak samo – tzw. wieczna wiosna. W sumie wszystkie miasta, które w Ameryce Południowej nazywają miasta wiecznej wiosny (eterna primavera) są dla nas sprzyjające. W Kolumbii Medellin, w Ekwadorze Cuenca w Peru Arequipa – wszystkie były naprawdę najlepsze w swoim kraju.
W Arice w słońcu bardzo ciepło z przyjemną bryzą, a wieczorem i rano rześko. Od razu widać różnicę między Peru a Chile – widać, że to drugie jest lepiej rozwinięte, bogatsze – chociaż podobno Arica nie jest jego najlepszą wizytówką. Kiedyś należała do Peru, a sami mieszkańcy miasta nie czują się ani Chilijczykami ani Peruwiańczykami – są, jak mówią, Aricenos. Kiedyś powstał pomysł by przez 10 lat Arica była pod rządami Peru, a przez następne 10 należała do Chile – po tym czasie mieszkańcy mieli głosować do którego kraju chcą należeć – pomysł ten był jednak dosyć kontrowersyjny i nie został wcielony w życie.
Drugą znaczną różnicą jest kultura jazdy – byliśmy w szoku kiedy po 2 miesiącach walki o życie na ulicach Ekwadoru czy Peru, w Arice kierowcy gdy tylko widzieli, że chcemy przejść przez ulicę zatrzymywali się włączając światła awaryjne. Naprawdę szok. Ciekawe czy tak jest w całym Chile czy Arica jest wyjątkiem?
Zakwaterowaliśmy się blisko plaży los Chincherros – 2 minuty do plaży w najlepszym hostalu jaki mieliśmy w czasie tych 3 miesięcy. Hostel Sunny Days miał wszystko – dużą kuchnie, sale gdzie można było posiedzieć z ludźmi, miłą obsługę i dwa koty – przez 4 dni najlepsi przyjaciele Aleksa. Wszystko super – bez żadnego ale.
W Arice nie zobaczyliśmy zbyt wiele – odpuściliśmy dłuższe wycieczki do parku narodowego. Oprócz urokliwego Sanktuarium Kolibrów (ogród w którym można siąść spokojnie i podziwiać małe ptaszki) i muzeum kultury Chincherros, która jest słynna w Peru z tego, że poddawała mumifikacji wszystkich zmarłych (także dzieci nawet takie zmarłe w 5-6 miesiącu ciąży). Wiele mumii zachowało się pod warstwą piasku i można je oglądać w muzeum ok 13 km od miasta. Co więcej – katedra Gustava Eifla, promenada 21 mayo czy Morro (wielka skała z panoramicznym widokiem na miasto). Główną atrakcją Arici jest jednak surfing – ponoć dobre warunki panują tutaj przez cały rok – nie spróbowaliśmy, aczkolwiek klimat surfingu czuć w całym mieście.
Poza tym ceny wyższe niż w Peru. Tutaj nie zjesz menu del dia za 8 złotych, ale za 16 – 20 złotych. W sklepach ceny są na tyle wyższe, że opłaca się jeździć do pobliskiej Tacny do Peru (ok 1,5 godziny autobusem) na zakupy. Sporo ludzi trudni się też pracą mrówek przewożąc różnego rodzaju towary przez granicę.