Posted from Cartagena, Bolivar, Colombia.
Mimo, że spokojnie dogadujemy się po hiszpańsku (generalnie – nie wyobrażamy sobie żeby jechać do Kolumbii bez hiszpańskiego – tutaj mało ludzi mówi po angielsku, więc bez hiszpańskiego trudno sobie wyobrazić załatwienie czegokolwiek)
Mimo wszystko hiszpański kolumbijski i hiszpański z Hiszpanii (tzw. castellano) to często dwie różne bajki. Często można nadziać się na sytuację, w której mimo, że użyliśmy dobrego słowa człowiek wybałusza na nas oczy, a my nie wiemy o co chodzi. Przykłady:
1. Chcę kupić bilet na mecz w Medellin. Podchodzę do kasy i mówię że chcę Billetes . W kasie konsternacja – Pani patrzy na mnie dziwnie i mówi, że tutaj sprzedają Bolletas. Ja jeszcze raz, że chcę billetes. W końcu wytłumaczyłem, że chce kupić wejściówkę na stadion innymi słowami. Co się okazało – hiszpańskie billetes w kolumbii oznacza tylko i wyłącznie banknot – czyli podszedłem do Pani w kasie i powiedziałem: Chce Banknoty – dobrze, że kasjerka nie pomyślała że to napad 🙂
2. Przyjeżdżamy do hotelu i Pani pyta się nas czy potrzebujemy Kuny dla dziecka. My patrzymy się na siebie i nie wiemy o co chodzi. Okazuje się, że cuna to nic innego jak turystyczne, składane łóżeczko dla dziecka. Oczywiście chętnie z niego korzystamy – Aleks po miesiącu spania na różnych posłaniach na podłodze (z łóżka mógł by spać) może wyspać się w łóżku 🙂 (proszę się nie martwić, posłania były lepsze niż nasze łóżka:))
3. Guagua – podaczas wizyty w Muzeum Antioquia w Medellin przewodnik opowiada o niebezpiecznych guaguas grasujących na pastwiskach. Tym razem ja zastanawiam się jak autobus może grasować na pastwisku – znałem słówko guagua jednak w innym kontekście – na Teneryfie guagua to nic innego jak autobusy 🙂 W Kolumbii guagua to piesek ziemny.
4. Jugo/Zumo – w Hiszpanii zumo to sok, w Kolumbii nie istnieje takie słowo, sok to Jugo. Ostatnio przy śniadaniu pani pyta drugiej: Czy chce Pani sok ze świeżych owoców? Druga Pani patrzy się na nią zdziwiona i pyta: a co to? Była Hiszpanką 🙂
5. Buceo – spacerujemy na starym mieście i podchodzi do nas wyglądający groźnie pan i pyta: Buceo? Buceo? Słowo kojarzyło mi się tylko i wyłącznie z polskim słowem, którego znaczenia nie muszą przypominać – myślałem że Pan próbuje nas sprowokować, może obrazić. Nic bardziej mylnego – jak się okazało po chwili chodziło mu tylko o to czy jesteśmy zainteresowani nurkowaniem.. 🙂
Więcej takich perełek, bo świetnie się to czyta. Ludzie i tak nie potrafią sie porozumieć. Kiedy mówią jeszcze innymi językami zazwyczaj jest zabawnie.
hehe 🙂 Jest więcej – może się zbierze bo kilka nowych się zebrało i jak się nazbiera to będzie druga część 🙂