tantany

Na południe od Ekwadoru – Peru

Guayaquil to już historia – od soboty 28 marca jesteśmy w Peru. Za 20 dolarów kupiliśmy bilety na nocny autobus na trasę Guayaquil-Piura w firmie CIFA. Oczywiście było to tak – wszyscy polecają Cruz del Sur albo Ormeno, aczkolwiek te firmy mają po jednym – super drogim kursie na dzień na interesującej nas trasie. Na dodatek na piątek i sobotę bilety były wyprzedane.

Cóż było zrobić – wybraliśmy CIFE, którą odradzał nam Pan w hostelu, a także kilka innych osób – bo jadą wolno, bo zatrzymują się często, bo autobusy nie takie super – ogólnie wszystko źle. Na dodatek przeczytaliśmy kilka historii z 2012 i 2011 roku o napadach na te autobusy, w które mogli być zamieszani uwaga: Kierowcy. Przestępcy rozpuszczali jakiś gaz w autobusie, a później okradali wszystkich. Wydaje się jednak, że to już przeszłość.

Na domiar złego w telewizji zobaczyliśmy w wiadomościach informacje o powodziach w Peru (w telewizji mówili o powodziach na południu w okolicach Arequipy – jak się później okazało prowincje przez, które przejeżdżaliśmy też są poszkodowane). Ogólnie powodzie i El Nino (czyli prąd, który jest za nie odpowiedzialny)  uderzyły w tym roku dość mocno – miejmy nadzieję, że do czasu, aż pojawimy się na południu Peru sytuacja trochę się unormuje.

Jak w takim razie jechać do Peru w obliczu takich informacji? Okazało się, że strach ma wielkie oczy – jak zwykle. Autobus podjechał na wypasie – naprawdę takich w Polsce nie ma – rozkładane fotele do pozycji poziomej, klima, miejsca tyle, że nawet dla mnie wystarczyło żeby rozprostować nogi. Innymi słowy – to nie polski bus, ale raczej biznes-vip klasa jeżeli chodzi o autokary.

Na dworcu dodatkowo spisali wszystkie dane z paszportów/dowodów, a następnie każdemu zrobili zdjęcie. Dodatkowo od kilku lat takie autobusy dalekobieżne nie mogą zabierać ludzi po drodze – tylko na głównych dworcach i tylko takich, którzy wylegitymują się i wcześniej kupią bilet – co niewątpliwie wpływa na bezpieczeństwo. Ok 2 w nocy wylądowaliśmy na granicy – pieczątki, deklaracje celne – wszystko trwało ok 4o min dla całego autobusu (Aleks w tym czasie obudził się i… zaczął biegać 😀 biegał cały czas po czym w autokarze jak gdyby nigdy nic zasnął) – dość sprawnie i bezproblemowo. A później – obudziliśmy się już w Piurze. I tutaj na początek TAXI –  okazuje się, że benzyna już nie taka tania (Peru nie ma takich złóż ropy jak Ekwador – różnica w kosztach benzyny była znacząca : Ekwador ok 1,5-1,8 dolara (8 zł) za Galon , Peru – ok 14-18 Nuevo Soli (koło 22 zł )  – galon to ok 4,5 litra), a co za tym idzie – taksówki droższe i dodatkowo podają cenę do negocjacji. Zamiast podanych przez hostel 4 soli taksówkarz krzyknął na początek 10 (skończyło się na 7).

PIURA

Co powiedzieć o Piurze? Generalnie to tak jak by opowiadać o walorach turystycznych i pięknych krajobrazach Sosnowca . Co by nie mówić to szału nie będzie. Udało się nam tutaj dojechać, bezpiecznie przekroczyć granicę – super. Lonely Planet, które często nawet dla zapadłych dziur ma super zachęcające opisy mówiło – nie ma w tym mieście zbyt wiele do roboty. I niestety musimy sie pod tym podpisać.

W centrum bazylika, w której w niedziele zainaugorowaliśmy Semana Santa,  jakieś dwa muzea, które ominęliśmy. Hostelik też trafił się nam nie za specjalny (z oknem na ulicę – trzeba unikać takich dobrodziejstw) + oczywiście temperatura jeszcze kilka stopni wyższa niż w Guayaquil. Fajnie ponoć jest na plażach (jedne z najładniejszych w Peru) i w okolicznych wioskach – ale na to nie mieliśmy czasu, bo już następnego dnia o 1:30 mieliśmy autobus do Trujillo – kolonialnego miasta (drugie co do wielkości w Peru) oddalonego o 7 godzin jazdy od Piury.

I  tutaj jest co zwiedzać, jest co zobaczyć (np. największe miasto na świecie z suszonej gliny – Chan-Chan). Jednym słowem to tak jak by z blokowiska w Sosnowcu przyjechać do centrum Krakowa – różnicę widać gołym okiem.

* Nie mam nic do Sosnowca aczkolwiek dobrze oddawał klimat miasta 🙂

Różnice między Ekwadorem, a Peru?

Na pewno w Piurze – masa mototaxi, na każdym rogu jest tego mnóstwo.

Wydaje się, że jest odrobinę taniej i trochę biedniej – szczególnie na przedmieściach miast. Przejeżdżając przez pustynie (w drodze Piura-Truijjo) widzieliśmy osady, w których wydawało się, że czas się zatrzymał i za nic w świecie nie chce ruszyć do przodu. Widać mocny kontrast między odpicowanymi centrami miast z Plaza de Armas na czele, a takimi wioseczkami 10-15 km za miastem .

No i różnica zasadnicza – mają normalny chleb i bułki – razowe nawet znaleźliśmy już w kilku sklepach. To na pewno na duży plus dla Peru.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *