Posted from Cartagena, Bolivar, Colombia.
Nasz pobyt w Cartagenie powoli dobiega końca. Z jednej strony bardzo się cieszymy – w końcu odetchniemy od tropikalnej pogody, która jest naprawdę uporczywa, z drugiej strony podoba nam się tutaj, ale czas na nowe miejsca, wrażenia i przygody.
Cartagena de Indias – to miasto założone w 1533 roku, nazwane na cześć Cartageny w Hiszpanii. Cartagena oznacza nowe miasto, dodano do niej końcówkę de Indias, aby odróżniała się od tej hiszpańskiej. W czasach kolonialnych była jednym z najistotniejszych portów w Ameryce. 11 listopada 1811 r. miasto, jedno z pierwszych w Kolumbii, ogłosiło niepodległość od Hiszpanii. Widzieliśmy już bardzo dużo, prawie codziennie spacerowaliśmy po starym mieście i stwierdzamy, że tropikalna Cartagena bardzo przypomina nam miasto naszego Erasmusa – Cadiz. Różnica jest taka, że w Cadiz jest morska bryza i inne powietrze, a co za tym idzie żyje się przyjemniej. Oczywiście Cadiz podoba nam się bardziej 🙂
Co ostatnio zobaczyliśmy?
Klasztor i Kościół San Pedro Claver (Convento y Iglesia de San Pedro Claver) – klasztor założony przez Jezuitów w XVII wieku. Pedro Claver to jeden z członków klasztoru, zwany Apostołem Czarnych czy Niewolnikiem Niewolników – całe swoje życie poświęcił niewolnikom sprowadzonym z Afryki. Przypłynął na misję z Hiszpanii do Cartageny. Jest to pierwszy Święty w Ameryce Południowej.
(więcej o cenach tutaj)
Convento de la Popa – klasztor znajdujący się na 150 metrowym wzgórzu, najwyższy punkt w Cartagenie. założony w 1607 roku. Ciężko jest tam dotrzeć, ponieważ nie jeździ tam żaden autobus tzw. colectivo, a wchodzenie samemu na górę nie jest najlepszym rozwiązaniem – jest to dzielnica bardzo niebezpieczna, w dodatku taki spacer mógłby się skończyć w szpitalu – podobno porównywalny jest z wędrówką po pustyni. Są dwie opcje – można jechać tam Tour Busem, który jeździ po całym mieście i Convento jest jednym z przystanków lub wziąć taksówkę , która nas tam zawiezie i na nas poczeka. Wybraliśmy opcję drugą, ponieważ większosć miejsc już widzieliśmy, więć nie potrzebowaliśmy touru. Wjeżdżając pod górę widać biedniejsze domy, a raczej chaty, dodatkowo co kilka metrów stoi policjant. Ze wzgórza można podziwiać panoramę miasta – Stare Miasto, Morze Karaibskie, port, dzielnicę Bocagrande. W świątyni znajduje się obraz Matki Boskiej Gromnicznej (Virgen de la Candelaria). W 1986 r. miejsce to odwiedził papież Jan Paweł II, który koronował wówczas słynący cudami obraz.
Aleks został otoczony przez grupę nastolatek, nie miał chłopak wyjścia, musiał pozować 😉
więcej o cenach tutaj
Islas de Rosario i Playa Blanca – wybraliśmy się na jednodniową wycieczkę na wyspy znajdujące się około 35 km od Cartageny. Zastanawialiśmy się czy na pewno chcemy je zobaczyć – nie przepadamy za zatłoczonymi miejscami, ale stwierdziliśmy, że skoro już tu jesteśmy to warto byłoby zobaczyć coś poza miastem. Zamówiliśmy wycieczkę przez nasz hotel – cena była prawie o połowę niższa niż cena wycieczek oferowanych przez różne biura podróży (jak widać opłata się zamawiać wycieczki poprzez hotel). O 7.30 mieli odebrać nas z hotelu, jak to bywa w latynoskich krajach, nikt się nie spieszy i odebrali nas o 8. Dojechaliśmy na przystań, w sumie mogliśmy się też przejść, to jakieś 10 minut od nas. Wsiedliśmy na pokład Alcatraz. Było dużo ludzi, najwięcej Kolumbijczyków. Podczas podróżowania z dziećmi polecamy zajmować miejsca zawsze koło innych dzieci, jeśli takie są. W autokarze, w busie, w samolocie czy na statku – podróż zleci przyjemniej, dzieci się pobawią, pogadają w swoim języku, również rodzice mogą porozmawiać. Same plusy! Rejs trwał ok 3 godzin, po pewnym czasie Aleks chciał zwiedzać pokład, co nie było łatwe ze względu na kołysanie. Dopłyneliśmy w końcu na wyspę San Andres, na której znajdowało się Oceanarium – nic poza tym. Kupiliśmy bilety i poszliśmy na prezentację. Wydaje mi się, że tam było jeszcze cieplej niż w Cartagenie, o ile to możliwe.. Podobały nam się bardzo wszystkie ryby, gady i ssaki – Aleksowi również. Był zachwycony delfinami – przynajmniej przez pierwsze 3 minuty ich pokazu 🙂 Widzieliśmy połączenie płaszczki z rekinem – swoim długim niebezpiecznym nosem zabija ofiary, po czym je konsumuje, śliczne żółwie – niestety człowiek jest ich największym wrogiem. Przez to, że zanieczyszcza morze i wyrzuca tone śmieci wiele żółwi umiera. Często zjadają plastikowe siatki, które mylą z meduzami – ich przysmakiem, delfiny, wytresowane rekiny oraz bardzo mądre ryby – pływają tylko za lub nad rekinami.
Po oceanarium wsiedliśmy ponownie na statek i popłyneliśmy na słynną Playa Blanca – krystalicznie czysta woda i biały piasek. Miejsce cudowne, niestety bardzo turystyczne i od razu po wejściu na plażę dookoła mnóstwo naganiaczy. Najpierw zjedliśmy tradycyjny posiłek (jak najszybciej ze względu na ograniczony czas) i wskoczyliśmy do wody. Aleks bawił się piachem, a my na zmianę nurkowaliśmy. Cudownie!
Około 18 dopłyneliśmy do Cartageny – wyeciczka nam się podobała, ale byliśmy bardzo zmęczeni temperaturą i …. wodzirejem. Przez prawie 5 godzin rejsu pan nazwany djem męczył nas okrutnie swoimi żartami (oszczędzę cenny czas i nie będę ich przytaczać), dobijającą muzyką i śpiewem. Nie dało się go nie słuchać, bo głośniki nastawione na całą parę były wszędzie. Ludzie powinni mieć wybór – chętnie dopłacilibyśmy żeby tego nie słuchać! Po wycieczce chodził i prosił o pieniądze za show.. (więcej o cenach tutaj)
Spacerując po starym mieście posmakowaliśmy kolejnych słodkości spod Wieży Zegarowej – tym razem kokos w mleku i ciasteczka kokosowe – pycha!
Dzisiaj Tomek pojechał na wycieczkę do Santa Marta, aby zobaczyć cudowny Park Tayrona. My z Aleksem bawimy się i odliczamy godziny do wtorku, mamy dosyć ciepła i chcemy być już w Cali!
Natala, ulubiony temat – gorace dni 😉
robi się coraz ‚chłodniej’, teraz już tylko 28 stopni 😉 a jutro Quito – około 22 podobno 🙂 ah 🙂
Ale te dziewczyny oszalały na punkcie Aleksa…miłe, ale troche przerażajace 😛 Juz bedzie wiedział gdzie pozniej szukac (a raczej przebierac) w wybrankach :D:D