Wietnam
Po wylądowaniu w Wietnamie słowo niezły sajgon przybiera innego znaczenia. To co tutaj się dzieje na ulicach naprawdę dobrze pasuje do tej frazy. W porównaniu z Hanoi ruch we wszystkich miastach Tajlandii, Laosu czy Malezji można porównać do ruchu samochodowego w Bochni czy w Warszawie. Dominującym środkiem transportu jest tutaj skuter. I właśnie skutery powodują, że pierwszego dnia naprawdę myślałem, że prędzej zjem kotlet schabowy albo udko z kurczaka niż wsiądę na taki skuter – stąd grzecznie do centrum pojechaliśmy taksówką. Drugiego dnia jako, że do naszego mieszkania dołączony był w pakiecie skuter to jednak dałem się namówić. Nasz gospodarz powiedział żeby jechać powoli i jakoś to będzie. W sumie to chyba najlepsza rada jaką mógł nam udzielić. Skutery szaleją – jadą wszystkimi możliwymi pasami, jadą pod prąd, na skos, zawracają, zatrzymują się, skręcają w najmniej odpowiednim momencie. Do tego przez skrzyżowanie, rondo czasem przejdzie Pani z nosidłem pełnym bananów czy ananasów – wydaje się to tak normalne, naturalne – pewnie tylko turyści dziwią się, że nikt jej nie przejedzie, że się nie boi. Czerwone światło – to tylko sugestia, że mamy względne pierwszeństwo jednak myli się ten kto myśli, że na czerwonym świetle skutery będą się zatrzymywać – tak naprawdę dwa razy próbowałem tak zrobić przez co prawie zostałem najechany przez masę jadącą za mną. Od teraz jeździmy na czerwonym.
Zresztą Wietnamczycy wiedzą chyba, że ich ruch przeraża. Natalia stojąc przy ulicy została chwycona przez malutką Wietnamkę i przeprowadzona na drugą stronę – widać Pani pomyślała, że przybyszka z Europy może nie dać rady. A jak to zrobić? Zarówno dla pieszych jak i dla motorów czy rowerów rady są dwie – nie przyspieszaj, idź, jedź jednostajnie, spokojnie, nie wykonuj nagłych ruchów – wdedy jesteś na dobrej drodze żeby przeżyć przygodę związaną z przejściem na drugą stronę czy kilkukilometrowy przejazd.
Oczywiście po kilku dniach w Hanoi ruch już nie przeraża – widać, że może w tym szaleństwie jest metoda. Wszyscy uważają, bo wiedzą że można się spodziewać wszystkiego.
Zmiana kraju działa stymulująco. Inna zabudowa. Inaczej wyglądający ludzie – tak na marginesie można dodać, że ludzie (zwłaszcza kobiety) w Wietnamie są naprawdę najładniejsi z wszystkich krajów Azji, które mieliśmy okazję odwiedzić.
Komunizm
Wietnam to kraj komunistyczny. Złota gwiazda na czerwonej fladze powiewa tutaj na każdym kroku, a miłość i szacunek dla Związku Radzieckiego czy Rosji są tutaj ciągle żywe i kultywowane. Lenin patrzy dumnie na horyzont w parku – chociaż pewnie denerwuje go, że na stopniach jego pomnika jazdę na rolkach i deskorolkach ćwiczą młodzi Wietnamczycy.
Już drugiego dnia udajemy się do mauzolemu Ho Chi Minha – ojca rewolucji, wujka Cho jak pieszczotliwie nazywają go Wietnamczycy. Oczywiście propaganda podgrzewa kult wodza, który złożony jest podobnie jak Lenin w Mauzoleum. Wycieczka do wujka Cho jest obowiązkowa w szkołach, stąd długie kolejki dzieci ubranych w jednakowe mundurki – ale także dorosłych przybyłych z różnych stron kraju. My staliśmy ponad godzinę w 30 stopniowym upale żeby wejść do mrocznego mauzoleum i zobaczyć leżącego wodza. Patrząc na historię Wietnamu naznaczoną ponad 100 letnią okupacją i kolonizacją pod butem Francji, nie ma się co dziwić, żę idee komunizmu okazały się dla nich ważne. Z drugiej strony doprowadziły kraj do skrajnego wyczerpania i wyniszczenia poprzez wojnę, w czasie której Rosja i Stany Zjednoczone rozgrywały swoje mocarne ambicje i „zimną wojnę” kosztem narodu wietnamskiego.
Sporo miejsc opowiada tą smutną historię. Muzeum wojny, więzienie francuskie, które można zwiedzać czy właśnie muzeum Ho Chi Minha – pokazują historię tragiczną, na której oczywiście cierpieli najbardziej najbiedniejsi mieszkańcy miast i wiosek. Historię pokazaną z perspektywy zwycięzców – co czuje się czytając czasem lekko stronnicze informacje w muzeach.
Oprócz historii XX wieku w mieście zachowały się także inne zabytki. Świątynie w tym najstarszy uniwersystet – podarowany przez władców jako pierwszy uniwersytet – dom literatury. Miejsce piękne, pokazujące jak długą historię i tradycję mają uniwersytety w Wietnamie i jak ważne pełniły miejsce już od X wieku.
Z drugiej strony dwa jeziora w centrum miasta – miejsce gdzie można spokojnie odpocząć i posiedzieć, wypić kawę czy chwilę odsapnąć. W sobotę fajna inicjatywa – ruch na głównej ulicy miasta zostaje zamknięty, przez co cała trasa wokół jeziora staje się jednym wielkim miejscem gier i zabaw nie tylko dla dzieci.
Przeciąganie liny, skoki, piłka nożna, zośka, ludzie biegający czy spacerujący – naprawdę świetny pomysł, który obserwowaliśmy już w Ameryce Południowej – do przejęcia przez nasze miasta jak najszybciej.
7 dni w Hanoi zleciało bardzo szybko. Czas na dach Wietnamu – położone na północy miasteczko Sapa wraz z najwyższą górą, którą będziemy się starali zdobyć.