tantany

Fryzjer w Azji

W czasie 5 miesięcznej podróży czasem trzeba zrobić zwykłe prozaiczne rzeczy – jedną z nich jest wizyta u fryzjera. Już samo tłumaczenie jak chcemy być obcięci osobie, która niezbyt mówi po angielsku jest nie lada wyzwaniem.

Melaca – Malezja

Pierwszy raz do fryzjera idziemy w Melace. O radę pytamy właściciela hotelu – mówi, że w Little India czyli indyjskiej dzielnicy znajdziemy bez problemu fryzjera, do którego on sam chodzi.

Docieramy na miejsce, pytamy o cenę (ok 5 zł za osobę) siadamy grzecznie w kolejce i obserwujemy jak Indyjski fryzjer ugania się z klientami. Najpierw pytanie jak ciąć, które rozumiemy tylko po gestach i mimice twarzy, później… masaż głowy i karku – trwa to zazwyczaj 1-2 minuty po czym przechodzimy do głównej czynności, która jest już podobna do tej którą znamy z Polski. Po wszystkim znowu masaż głowy, nakładanie jakiejś maści na głowę, talku, żelu etc. Jeżeli klient zamówił golenie to dodatkowo szybkie ruchy brzytwą – to zdumiewające jak w maksymalnie 10 pociągnięciach brzytwy potrafi ogolić całą twarz – bez jednego zadrapania.

Wychodzimy – Aleks dumny bo zamówił fryzurę „na Pogbę” – z dumą przygląda się sobie w lustrze.

Nhang Trang – Wietnam

Drugą wizytę u fryzjera odbyliśmy w Wietnamie. Tutaj zdecydowaliśmy się na wersję dla wszystkich z ludu – fryzjer na ulicy. Pod drzewem na jednej z głównych ulic miasta rozłożył się Pan z bujną czupryną jak przystało na fryzjera. Krzesło, nożyczki, maszynki i inne przyrządy i do roboty.

Na początek tradycyjnie negocjacja ceny – wyjściowa to 40 000 dongów czyli ok. 7 zł za osobę. Po negocjacji schodzimy do 50 000 za dwie osoby. Najpierw patrzymy jak na krześle siedzi pewien Wietnamczyk. Wybrał wersję deluxe czyli cięcie włosów, golenie i… czyszczenie uszu. To ostatnie szczególnie nas zainteresowało – patrzymy jak Pan ustawił na statywie małą lampkę a później za pomocą przyrządów najpierw przyciął włosy w uchu, później wyczyścił zewnętrzną część na koniec grzebał i wyjmował brud z wewnątrz. Wszystko w hałasie jeżdżących samochodów, ciężarówek. My z Aleksem co minutę podskakujemy gdy ciężarówka zatrąbi swoim donośnym dźwiękiem – Pan fryzjer niewzruszony grzebie klientowi w uchu. Aleks mówi, że tak nie chce. Mnie na myśl o grzebaniu w uchu tymi wszystkimi wykałaczkami też robi się ciepło.

Następnie siadam ja – prosta sprawa – nie biorę golenia tylko cięcie na 3 milimetry więc w grę wchodzi maszynka. Szybkie ruchy, wszystko trwa może 3 minuty. Na koniec brzytwa – podgolenie (oczywiście bez zmiany żyletki po poprzednim kliencie – miejmy nadzieję, że będzie dobrze).

Po do gry wchodzi Aleks – siedzi dumnie jego fryzura ma być bardziej fantazyjna – tłumaczymy na migi, boję się co zrozumie fryzjer. Wychodzi całkiem nieźle. Pan uśmiecha się do nas – płacimy, uciekamy.

Takie rzeczy są najciekawsze – mimo, że prozaiczne to przybliżają do zwykłych ludzi. z dala od turystycznych atrakcji – bliżej zwykłych normalnych ludzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *