Chang Rai nie było w naszych planach – chcieliśmy dłużej zatrzymać się w Chiang Mai, ale po ponad 2 tygodniach zdecydowaliśmy, że najlepiej podzielić drogę do Laosu i zatrzymać się właśnie w Chiang Rai. Przewodnik Lonely Planet opisuje to miejsce dość skrótowo – we wstępie pisząc, że jest to miasto raczej dobre do życia niż do zwiedzania.
I rzeczywiście – cisza, spokój to elementy, które najbardziej podobały się nam tutaj i za którymi będziemy tęsknić.
Po 5 godzinach meldujemy się na dworcu autobusowym i idziemy szukać noclegu. Znajdujemy hostel, w którym… śpimy na trzecim piętrze w namiocie. W sumie mogliśmy szukać dalej, bo namiot na dachu nie kosztował mało (prawie 500 batów), ale zdecydowaliśmy się tam zostać, bo dla Aleksa namiot był dodatkową atrakcją. Następnego dnia znajdujemy nocleg i planujemy dalsze wypady.
Biała i Czarna Świątynia
Sprawdzonym sposobem zamiast wycieczek organizowanych przez biura podróży wynajęliśmy za 200 bathów skuter w jednej z wypożyczalni i zrobiliśmy sobie dwie pół dniowe wycieczki. Wynajmując skuter np. o 13 masz 24 godziny na oddanie – więc akurat na 2 krótkie wypady. Jedziemy oczywiście do Białej Świątyni, która jest chyba we wszystkich folderach z północy Tajlandii. Drugiego dnia wybieramy się do Czarnej Świątyni-muzeum poświęconej tajlandzkiemu artyście, który przez 50 lat budował właśnie to miejsce, ogród-muzeum z ciekawymi architektonicznie budowlami i elementami swojej sztuki.
Dla mnie klimatem było to wejście w czasy kiedy namiętnie grałem w Diablo i przejście przez świątynie – brakowało tylko potworów.
Po 2 dniach w Chiang Rai ludzie poznawali nas już na ulicy – tak małe jest centrum miasta. Mieliśmy miejsce gdzie dawaliśmy nasze ubrania do prania, naszą restaurację wegetariańską tuż obok Guest House Boon Bun Dan Inn, w którym ze 300 batów mieliśmy pokój z klimatyzacją (przydawała się, bo pogoda rozpieszczała – jedyne 33-35 stopni).
Tym razem pracowaliśmy na zmianę – Natalia do południa, a ja po południu, dzieląc obowiązki zabawy z Aleksem. Znaleźliśmy 2 fajne spokojne kawiarnie, w których bez problemu można było porozmawiać przez skype czy popracować. Dla Aleksa mały basen w jednym z hoteli obok rzeki. Jednym słowem sielanka.
Bazary
W mieście zaliczyliśmy oczywiście atrakcje w stylu Night Bazaar (nocny market gdzie można zjeść, ubrać się i spędzić miło czas) oraz Saturday Bazaar – to wydarzenie opisywaliśmy już w Sukhothai – w sobotę/niedzielę zamykane jest kilka ulic i rozkłada się na nich wszystko co można sprzedać/zjeść. W jednym z takich miejsc spróbowałem smażonych robaków – ponoć coś co trzeba zrobić niestety nie udało się namówić Aleksa ani Natalii. Smakują – jak chipsy, chociaż głowa ma opory przed włożeniem ich do ust.
W ostatni dzień ruszyliśmy na spacer po mieście gdzie obejrzeliśmy polecane buddyjskie świątynie i ciekawe Hilltribe Muzeum – fajna opcja pokazująca historię opium na tych terenach i opisująca mniejszości, które żyją w okolicach. Koniec końców nie zdecydowaliśmy się na wycieczkę do jednej z wiosek – przekonał nas do tego trochę wpis na blogu jednej z Polek mieszkających w Chiang Mai – https://www.theblondtravels.com/pl/. Nie pojechaliśmy także do miejsca gdzie spotykają się Birma Laos i Tajlandia – Golden Triangle słynące z uprawy opium.
Mimo, że nie widzieliśmy dużo to Chiang Rai zapisze się na pewno w pamięci jako fajne miejsce, w którym można z dala od zgiełku dużego miasta odpocząć czy… popracować.
Ostatniego dnia wyruszyliśmy w długą drogę do naszego kolejnego miejsca – Luang Prabang w Laosie. O tym juź w następnym poście 🙂
Przydatne informacje:
- Adres guest housa: Boon Bandan Inn: 1019/69 Moo4 Jetyod Rd, Wiang Mueang Chang Wat Chiang Rai 57100, Tajlandia – 200 batów (+100 jeżeli chcemy z klimatyzacją)
- Dobre śniadanie zaraz obok Boon Bandan Inn: Crêpe corner / Boon Bun Dan Inn
- Restauracja wegetariańska -Boonsita Vegetarian Restaurant / 100-120 bathów za 3 dania
- Muzeum Hilltribe – 50 batów / osoba
- Wypożyczenie skutera – 200-250 batów
- Kawiarnie / miejsca dobre do pracy: Raicholada Coffee, Norn Nung Len Cafe’&Hostel