Posted from Cali, Valle del Cauca, Colombia.
Plany, Plany, Plany. Z Cartageny mieliśmy w planach przelot do Peru i potem przez Boliwię wrócić (albo i nie) do Bogoty. Jako że nasza podróż nie było zaplanowana od a do z to zdecydowaliśmy się zmienić plany – Peru i Boliwia poczekają – jedziemy do Ekwadoru. Musimy kierować się na południe – lądujemy w Cali.
Cali – oficjalnie Santiago de Cali to miasto położone na południu Kolumbii, w którym żyje trochę ponad 2 miliony ludzi. Słynne jest przede wszystkim z tego, że jego mieszkańcy potrafią się dobrze bawić i świetnie tańczą salsę. Dodatkowo w latach wojen narkotykowych kartel z Cali był głównym przeciwnikiem Pablo Escobara i jego ludzi – pamięć o tych smutnych wydarzeniach ciągle jest dość żywa w mieście (de facto – ponoć jednym z bardziej niebezpiecznych w Kolumbii) .
Na naszą bazę (planujemy spędzić 4 dni, koniec końców zostajemy o jeden dzień dłużej) wybieramy Hostel w dzielnicy Santa Monica – Hostel Iguana. Docieramy z opóźnieniem (2 godziny spóźniony samolot) około 23. Wybór okazuje się strzałem w dziesiątkę – cały hostel okazuje się jedną wielką rodziną ludzi, którzy uwiedzeni urokiem miasta albo wracają do niego co jakiś czas, albo zostali tutaj na stałe.
Całkiem przypadkowo poznajemy Polaka – Filipa. Po długiej podróży zdecydował się odpocząć w Cali i tak minęły już 4 lata w czasie, których między innymi został nauczycielem salsy, a także profesorem na Uniwersytecie. Polecamy jego blog – 4 lata w podróży, które miejmy nadzieje doczekają się podsumowania w formie książki – kibicujemy. Z Filipem rozgrywam pierwszy w Kolumbii mecz piłki nożnej z jego znajomymi, a także udaje mi się zobaczyć z bliska (a nawet w niej uczestniczyć) trwającą całą noc ceremonię Indiańską na cześć rozpoczęcia święta inti raymi. Szamani, ludzie, miejscowe mikstury, blask księżyca i rozmowy z ludźmi. Przeżycie niesamowite. Polecam.
Pierwsza i najważniejsza sprawa – chociaż Cali również posiada klimat tropikalny, to jest on bardziej znośny niż ten na północy. Temperatura jest o jakieś 5-7 stopni niższa, nie ma wielkiej wilgotności, która dobijała nas w Cartagenie.
Dni upływają nam na pracy i:
- zwiedzaniu (stare miasto jest bardzo przyjemne szczególnie przypada nam do gustu kościół – Iglesia Ermita, dzielnica San Diego, w której łapie nas tropikalny deszcz – nie muszę dodawać, że Aleks jest zachwycony 🙂
- podziwianiu Zoo – ogólnie średnio lubimy ideę Zoo, ale trzeba przyznać, że to z Cali to najładniejsze w jakimkolwiek byliśmy. Zorganizowane tak żeby łatwo było po nim przejść, klatki zastąpione wybiegami – dość sporymi , do tego piękna sceneria, tropikalne drzewa i wszędzie mnóstwo ciekawostek. Np struś jest najlepszym ojcem – tuż po przyjściu na świat młodych nie opuszcza ich na krok przez 8 tygodni Jeżeli miałbym być zwierzem uwięzionym w klatce to wybieram bez wahania Cali 🙂
- leżakowaniu i odpoczywaniu w ogrodzie przy hostelu – hamaczki, grill – naprawdę super miejsce
- Lekcjach salsy – ja oglądałem – Natalia z Aleksem uczyli się
- przejażdżce do kilometro 18 – miejsca, którym zachwycają się miejscowi, gdyż panuje tu zupełnie inny – bardziej górski klimat ,który można poczuć już po 30 min jeździe colectivo. Na miejscu okazuje się, że nie ma tutaj kompletnie niczego oprócz przyjemnej górskiej pogody i kilku przydrożnych restauracji – ale przejażdżka busetą i widoki rekompensują wszystko.
- starcie mundialu (o którym piszemy tutaj) od pierwszego meczu w hostelu spora grupa ludzi większą część dnia spędza przed telewizorem dopingując swoje kraje. My z braku Polski na mundialu kibicujemy Kolumbii i Ekwadorowi.
Dni mijają szybko – w niedzielę po 5 dniach łapiemy autobus z Cali do Ipiales (50 tys peso). Po długich wahaniach i przepytaniu chyba przynajmniej 20 osób decydujemy się jechać nocą (przewodnik i kilka osób ostrzegają, że w nocy zdarzały się napady na autobusy). Udaje się nam i po prawie 22 godzinnej podróży (taxi-autobus-colectivo-taxi-autobus-taxi) meldujemy się w Quito, drugiej najwyżej położonej stolicy na świecie (2850 m.n.p.m.).
Wlascicielem superauta jest Aleks?? Pozazdroscic 😛
Niestety nie, właścicielem jest hostel 🙂
Czy wiesz Natalia ze ten Filip to własnie ten brat znajomego, o którym Ci wspominałam w pracy, ze tam mieszka i w końcu Ci nie dałam namiaru na niego :D:D:D ale jak widać nie było to potrzebne 😀
Pamietam 🙂 jaki ten świat jest mały i pełen niepospodzianek! 🙂